26 sierpnia 2015

Chapter V

Tydzień później
-No proooooszę!! - zaczął błagać mnie na kolanach.
- Dobra, pojadę w wami, ale musisz mi pomóc się spakować - usiadłam na łóżku i spojrzałam się na Luke'a - a tak w ogóle to na ile jedziemy?
- Planujemy coś koło tygodnia, może dwóch - wymamrotał grzebiąc mi w szafie. - Dziewczyno! Przed wyjazdem musimy iść na zakupy kupić ci jakieś bikini i trochę kolorowych ubrań!
- Niech ci będzie - mruknęłam, wzięłam torebkę na ramię i razem ruszyliśmy w kierunku centrum handlowego.

Po zakupach usiedliśmy się w kawiarni i zamówiliśmy po kawie. Siedzieliśmy w ciszy, która zaczęła mnie powoli denerwować. Postanowiłam coś z tym zrobić.
- Lukeey - powiedziałam, a ten podniósł głowę i na mnie spojrzał - dlaczego chcesz bym z wami jechała na te wakacje?
- Ponieważ każdy kogoś ze sobą zabiera, a ja chcę zabrać ciebie.
- Okey, nie pytam o więcej. Wracamy?
- Jasne - wstaliśmy Brooks postanowił, że on zapłaci za kawę, bo to on mnie tu wyciągnął. Nie sprzeciwiałam się. Idąc co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Ludzie zapewne uważali nas za idiotów, ale my nie zwracaliśmy na to uwagi. Nawet się nie obejrzeliśmy, a byliśmy pod moim domem. Wszedł ze mną i dokończył ze mną pakowanie się. Gdy skończyliśmy poszliśmy z moimi rzeczami do jego domu. Tam on się spakował i schowaliśmy torby do bagażnika czarnego Fiata Punto szatyna.
- Jedziemy sami, bo reszcie zachciało się wyjechać wcześniej - powiedział, a następnie otworzył mi drzwi pasażera. Wsiadłam mówiąc ciche "dziękuję". On natomiast usiadł za kierownicą. Zapieliśmy pasy. Chłopak odpalił samochód i ruszyliśmy.
- Luke, długo będziemy jechać?
- Gdzieś 3-4 godziny z postojami. Jak jesteś zmęczona możesz iść spokojnie spać.W razie coś to cię obudzę.
- Ok - wygodniej ułożyłam się na skórzanym fotelu. Długo nie musiałam czekać by Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.

- Rose, co jest? - zapytał zmartwiony. Nic nie odpowiedziałam, tylko dałam mu do ręki telefon. Zdenerwowana wstałam i zaczęłam krążyć po pokoju. W końcu nie wytrzymałam i dałam upust moim emocjom.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Podobno się przyjaźnimy! No właśnie! Podobno! Dlaczego ja o takich rzeczach dowiaduję się od przyjaciółki, a nie od ciebie? Niech zgadnę... Ari i Sarah wiedzą, tak? - ten wstał, przyparł mnie do ściany i zaczął mówić.
- Wiesz dlaczego ja ci tego nie mówiłem? Bo chciałem wiedzieć, czy utrzymujesz z nami kontakt dlatego iż jesteśmy Janoskians czy nie. Chciałem ci powiedzieć, ale w inny sposób. Inny...
- Luke, przepraszam, że tak zareagowałam. No przecież niecodziennie dowiaduję się, że twój najlepszy przyjaciel... - nie było dane mi dokończyć, ponieważ szatyn mocno mnie do siebie przytulił. Nic nie mówiąc odwzajemniłam uścisk.
- Rosalie Emmo Green, jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. I nie ty powinnaś przepraszać tylko ja.

- Rose, wstawaj. Robimy przerwę na obiad - z mojego snu wybudził mnie mój kochany kierowca.
- Dobra - mruknęłam. Otworzyłam sobie drzwi, ale że jestem wielką ciamajdą, wysiadając wywaliłam się. No nie do końca... Brooks złapał mnie w ostatniej chwili. Wstaliśmy, powiedziałam ciche "dziękuję" i weszliśmy do przydrożnego baru.
Najedzeni ruszyliśmy w dalszą drogę. Czas podróży spędziliśmy bardzo wesoło. Śpiewaliśmy, rozmawialiśmy, tańczyliśmy i wiele więcej tego było. W pewnym momencie odwróciłam się do tyłu i mnie zamurowało.
- Luke, czemu wziąłeś moją gitarę? - zapytałam patrząc na niego - i to jeszcze bez mojej wiedzy?
- Bo ja wziąłem swoją, a do tego jeszcze nigdy nie pochwaliłaś mi się swoimi umiejętnościami - skończył zdanie, a my wjechaliśmy na polną drogę. Niecałe 5 minut później byliśmy pod drewnianym domem.
- Jesteśmy - powiedział, wyszedł z auta i je okrążył. Otworzył mi drzwi, a ja wysiadłam. Rozejrzałam się dookoła. Dom na odludziu, jezioro, piękny krajobraz i przyjaciele. Czego chcieć więcej? No może miłość swojego życia, ale mi to nie przeszkadza. Weszliśmy do budynku w którym panowała bardzo przyjemna atmosfera. Z salonu dochodziły śmiechy. Weszliśmy do niego i przywitaliśmy się.
- No Lukeey, już myślałam, że nie uda ci się jej przekonać - po słowach Ari wszyscy zaczęli się śmiać.
- A kto mógłby oprzeć się mojemu urokowi? - dumnie wypiął pierś do przodu.
- Chodź Rose, zaprowadzimy cię do twojego pokoju - uśmiechnęła się w moją stronę Sarah, po czym wstała z kolan swojego chłopaka. To samo zrobiła Grande, tylko zanim to zrobiły szepnęły im coś na ucho i odeszłyśmy do korytarza po walizki. Weszłyśmy po schodach do góry. Po chwili znalazłyśmy się w czarno białym pokoju. Rozejrzałam się po nim. Trochę zdziwiło mnie wielkie łoże na środku pomieszczenia. Spojrzałam na dziewczyny, a one zaczęły śmiesznie ruszać brwiami. Wybuchnęłyśmy śmiechem, ale zaraz się opamiętałyśmy. Usiadły na łóżku.
- Robimy sobie dzisiaj taką nockę zwierzeń? - zapytałam wkładając swoje rzeczy do komody.
- Jasne, ale teraz się zbieraj.
- Czemu? - stanęłam do nich przodem.
- Idziemy na pomost się poopalać. Przebierz się w strój i idziemy.
- Spotkamy się już na miejscu?
- Okey, to my idziemy - opuściły mój pokój, a ja miałam chwilę czasu dla siebie. No przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy miałam zawiązać sobie bikini do pokoju wparował Luke.
- Idziesz? -zapytał nie zważając na to, że próbowałam jakoś się zakryć. On tylko pokręcił głową, podszedł do mnie, odwrócił do siebie tyłem i zawiązał moją górną część stroju.
- Dziękuję - mruknęłam, a twarz miałam czerwoną jak  burak.
- Nie musisz mi dziękować - wyszeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszły ciarki. Pierwszy raz działo się ze mną coś takiego. Wyrwał mnie z zamyśleń łapiąc mnie za rękę. Zdziwił mnie trochę swoim zachowaniem. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Były tak bardzo czekoladowe.
- Zostań moją dziewczyną - przybliżył się do mnie, dzieliły nas zaledwie milimetry. Pogłaskałam go po policzku i delikatnie musnęłam jego wargi.
- Czyli mam to wziąć za tak? - pokiwałam głową , a ten wziął mnie na ręce i krążyć wokół własnej osi. W jego oczach można było zobaczyć radość.
- Kocham cię - powiedział po czym odstawił mnie na ziemię.
- Ja ciebie też - zakryłam twarz włosami bo czułam jak bardzo pieką mnie policzki.
- Ty mnie co? - złapał moją twarz w swoje dłonie,
- Też ciebie kocham - pocałował mnie bardzo delikatnie.
- To idziemy? Wszyscy na nas czekają - wyciągnął w moją stronę dłoń, którą złapałam. Wyszliśmy na korytarz i zeszliśmy na dół. Wszyscy spojrzeli na nas z wielkimi bananami na twarzach. Czyżby wiedzieli coś o czym ja nie wiem? Nerwowo rozejrzałam się po pomieszczeniu.
- Dobra, idziemy! - krzyknął Beau, po czym wraz z Danielem wybiegł z domu. Wszyscy wybuchnęli śmichem.

Leżałyśmy z dziewczynami na ręcznikach, opalałyśmy się i rozmawiałyśmy, a chłopaki pływali lub nagrywali jakiś film. Położyłam się na brzuchu by opalić sobie trochę plecy.
- Dziewczyny czy wy wiedziałyście, że Luke chce ze mną być.
- Moooże - Ari puściła mi oczko, a ja wytknęłam jej język.
- Ja idę zrobić coś do jedzenia, Ariana pomożesz mi?
- Jasne, idziesz z nami Rose?
- Nie, zostanę tutaj.
- Oki - poszły, a ja włożyłam sobie słuchawki do uszu. Zamknęłam oczy. Jestem z Luke'iem. Nadal to do mnie nie dociera. Wyjęłam słuchawki, bo poczułam jak ktoś siada na moich pośladkach, a następnie się położył na mnie. Ja zaczęłam piszczeć, bo był mokry, a do tego woda najcieplejsza nie była.
- Lukeey, zejdź ze mnie. Błagam!
- Ale dlaczego? Mi jest wygodnie.
- Bo jesteś mokry! Możesz położyć się koło mnie - posłusznie zszedł ze mnie.

Ubrałam jeansowe spodenki, czarny T-shirt z napisem i brązowe emu. Wyszłam z pokoju na korytarz. Postanowiłam poszukać pokoju mojego chłopaka. Okazało się, że ma go obok mnie. Weszłam bez pukania czego od razu pożałowałam. Odwróciłam się do niego tyłem i postanowiłam poczekać aż się ubierze. Chwilę potem przytulił mnie od tyłu. Odwróciłam się do niego przodem, zarzuciłam ręce na jego szyję i spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Byś się chociaż ubrał.
- Jestem ubrany.
- W same bokserki! Ubieraj się, ja idę do reszty - puściłam go i poszłam na podwórko. Chłopaki rozpalali ognisko, a ja dosiadłam się do dziewczyn na jednym z pni drzew, które służyły za ławki.

~*~*~
Cześć!
Piąteczka za Wami! Co o niej sądzicie?

Ahaa! Mam do Was pytanko.
Postanowiłam, że założę kolejnego bloga!
To również będzie FanFiction, ale już nie o Jano.
Opowiadanie byłoby o JDabrowsky.
Więc pytam czy ktoś by to czytał?
: )
Lauren

20 sierpnia 2015

Chapter IV

 Rozdział dedykowany Mellon Mell, I obserwatorowi tego bloga :)

Od ostatnich wydarzeń minął prawie miesiąc. Z Jai'em uzgodniliśmy,  że będziemy przyjaciółmi. Co do Luke'a i jego humorków... Może po prostu powiem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zaprzyjaźniliśmy się. Poznałam nawet ich znajomych.

- Mała! Telefon!- z kuchni dobiegł do mnie głos mojego brata. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do wcześniej wymienionego pomieszczenia.
- Kto? - zapytałam prawie bezgłośnie obierając komórkę z rąk blondyna. Ten mi nie odpowiedział.
- Halo? - zadałam pytanie.
- Kopyta ci walą - po drugiej stronie usłyszałam głos który znałam aż za dobrze.
- Vicky! - krzyknęłam entuzjastycznie. W końcu od mojego wyjazdu gadałyśmy zaledwie dwa razy.
- No Green, jak tam się trzymasz? Poznałaś kogoś od ostatniej naszej rozmowy? - cała Vicktoria Lambert. Zada tyle pytań, że nie wiesz za które wziąć się najpierw.
- Wszystko jest dobrze, a nawet lepiej. Poznałam takich dwóch chłopaków. No wiesz. Przyjaciele chłopaków. A ty jak?
- Wiesz co? Chodź na Skype pogadać. Oddaj bratu telefon.
- Ok, to zaraz się zdzwonimy - powiedziałam, a po chwili byłam już w połowie drogi do pokoju.
Usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa. Chwilę później rozmawiałam już z Vicky.

- Dziewczyno! Tylko po to chcesz do mnie przylecieć?
- Rose, to są twoje osiemnaste! Muszę tam być!
- Spokojnie, masz jeszcze duuuużo czasu.
- No niby tak, ale już wolę to z tobą uzgodnić - naszą rozmowę o moich urodzinach przerwał mój telefon. Spojrzałam na ekran i mimowolnie się uśmiechnęłam.

Od: Brooksy
Hej, jedziemy do wesołego miasteczka.
Jedziesz z nami?

Natychmiast odpisałam.

Do: Brooksy
Jasne, zaraz będę pod Waszym domem.

 Na odpowiedź ze strony starszego z bliźniaków nie musiałam czekać.

Od: Brooksy
Okey :) Czekamy.

- Przepraszam, ale nadal masz ze mną połączenie.
- Sorki, muszę kończyć. Jadę z chłopakami do wesołego miasteczka.
- Uuuu, a może spotkasz wreście Janoskians! - powiedziała jakże entuzjastycznie moja przyjaciółka.
- Kogo???
- Zdjęcie wyślę ci potem. A teraz leć. Miłej zabawy.
- Dzięki.

- Cześć -powiedziałam podbiegając do grupki ludzi. Oprócz chłopaków były tam jeszcze dwie inne dziewczyny.
- Rose, to jest Sarah Ellen, moja dziewczyna, a to jest Ariana Grande, dziewczyna Jai'a - powiedział na jednym wdechu James. Obie wyciągnęły do mnie ręce, które po kolei uścisnęłam.
- Dobra ludzie, ruszać się!- z auta wydobył się krzyk Beau. Pewnie się zastanawiacie jak wsiedliśmy? Samochód był siedmioosobowy. Wszyscy wsiedli, a ja stanęłam przed nim.
- Pytanko, gdzie mam usiąść?
- Chodź, usiądziesz mi na kolanach -powiedział Luke. Ale wesołe! Jakby Jai nie mógł Ariany wziąć na swoje kolana. No ale cóż.
- Dobra - mruknęłam, po czym zajęłam wyznaczone dla mnie miejsce.
- Wygodnie?- zapytał mi się Brooks.
- Jak nigdy - oparłam głowę o szybę. Po pewnym czasie poczułam ręce na mojej talii.
- Lukeey, zabierz ręce - powiedziałam nadal patrząc w widoki za szybę. Chłopak nie dawał za wygraną. Jego ręce oplotły mnie w pasie.
- Eeee... Weźmiesz wreście te ręce?
- Chyba zapomniałaś, że nie masz pasów. A jak Bobo prowadzi to wszystko jest możliwe - po tych słowach wszyscy zaczęli śmiać, no oprócz naszego kierowcy.
- Tak, Brooksy... Bo jak ty prowadzisz to z tyłu na pewno można robić imprezy- odpowiedział starszy z braci.
- A żebyś wiedział.
- Tak, tak... Jasne - mruknął Jai.

-To gdzie idziemy najpierw? - zapytał Skip. No tak. W sumie to on wymyślił ten wypad.
- A może na rollercoaster? - zaproponowała Sarah.
- Jasne! - wszyscy krzyknęliśmy. Ariana z Jai'em poszli kupić bilety, a całą grupą usiedliśmy na dwóch sąsiadujących ze sobą ławkach. Po chwili para przyszła z biletami. Każdy po kolei dawał kawałki papieru jakiemuś gościowi i wsiedliśmy do kolejki. Miejsce koło mnie zajął Daniel.
Po skończonej jeździe Beau pobiegł do łazienki, bo pod koniec zaczął krzyczeć, że już dłużej nie wytrzyma.
Wypróbowaliśmy wszystkie atrakcje, a następnie ruszyliśmy wszyscy na parking i zaczęliśmy pakować się do auta.

Luke's POV
Wsiedliśmy do auta. Rose znów musiała siedzieć na moich kolanach. Widać było, że była zmęczona. W sumie nie dziwie jej się. Sam jakbym mógł to bym poszedł spać.
Po pewnym czasie poczułem jak się do mnie przytula. Spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy, z tego wywnioskowałem, że zasnęła.
- Uuuuu, Lukeey ma dziewczynę! - zza moich pleców wydobył się krzyk Skipa.
- Zamknij się, okey? Nie widzisz, że śpi?- krzyknąłem szeptem, o ile tak można zrobić.
- No dobra, dobra. Żeby ci tylko żyłka na czole nie wystrzeliła - wszyscy zaczęli chichotać jakby na kabarecie byli. Już więcej się nie odzywałem tylko czekałem, aż dojedziemy.
Będąc na miejscu wysiadłem ostatni, bo musiałem zanieść Rosalie do jej domu. Idąc zaczęła coś majaczyć. Zignorowałem to i zaszedłem pod drzwi frontowe. Głową nacisnąłem na dzwonek, po niecałej minucie w drzwiach stanęła jej siostra, Monica.
- Cześć Monica, przyniosłem śpiocha.
- Witaj Luke, jakbyś mógł to zanieś ją do jej pokoju. Alexa nie ma, jest w pracy, a ja jej przecież nie zaniosę.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Dzięki.
Wszedłem do jej pokoju i ułożyłem ją na łóżku. Pocałowałem ją w policzek i wyskoczyłem przez okno, a następnie poszedłem do siebie.

Rosalie's POV
Obudziłam się w swoim pokoju. Trochę mnie to zdziwiło, bo nawet nie kojarzę bym przyszła do domu po wczoraj. Dobra, nie ważne...
Wstałam z łóżka. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Wygniecione ubrania i potargane włosy. W takiej odsłonie mogłabym spokojnie straszyć na Halloween. Zdjęłam ciuchy, rozpuściłam włosy i wskoczyłam pod prysznic.
Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki i skierowałam się do swojego pokoju. Otworzyłam okno i podeszłam do szafy z której wybrałam ubrania. Wyjęłam jeszcze czystą bieliznę. Odwróciłam się w kierunku łóżka i się przeraziłam.
- Co ty tutaj robisz?! - krzyknęłam.
- Też miło cię widzieć - mruknął. Zupełnie nie zważając na moje poprzednie pytanie kontynuował - poprzedzając twoje pytanie. Wszedłem przez okno.
- Luke... Po co przyszedłeś? - zapytałam zakładając ręce na piersi.
- Może dasz się wyciągnąć na spacer?
- Dobra, ale później. Teraz mam zamiar się ubrać.
- Mi to nie przeszkadza - wygodniej rozłożył się na moim łóżku. Nie odzywając się wyszłam z pomieszczenia i wróciłam do łazienki.
Gotowa wróciłam do pokoju. Wzięłam telefon i usiadłam koło Brooks'a. Odblokowałam telefon i zobaczyłam jedną nieodebraną wiadomość.

Od: Vicky
No to tu łap obiecane zdjątko Janoskians ❤
A co mi tam. Dam aż dwa ^.^





Zapewne wyglądałam jak jakaś idiotka, bo Luke zaczął mnie szturchać i machać przed oczami.


~*~*~
Wybaczcie za to, że jest do dupy, ale jestem chora :)
Zepsułam końcówkę...
Następnym razem postaram się poprawić.

15 sierpnia 2015

Chapter III

- Rose, wstawaj - wyszeptał mi ktoś do ucha. Odwróciłam się do tej osoby. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Jai'a.
- Cześć - powiedziałam wstając z łóżka - jak tu wszedłeś?
- Kochanie, masz pokój na parterze, okno było otwarte, więc to nie był żaden problem - odpowiedział rozkładając się na moim łóżku.
- A którą mamy godzinę? - zapytałam zaglądając do szafy.
- Gdzieś koło szóstej rano, a czemu się pytasz?
- Bo dzisiaj idę do szkoły.
- A ja myślałem, że nie chodzisz. Ja bym dzisiaj sobie odpuścił lekcje i bym cię oprowadził.
- Wybacz, że ci psuję plany, ale to muszę dzisiaj iść. A teraz wyjdź, bo chcę się przebrać.
- Z chęcią zostanę - zaczął ruszać śmiesznie brwiami, a ja wybuchnęłam śmiechem. Ten nagle rzucił się na mnie przez co wylądowaliśmy z hukiem na podłodze. W tym momencie drzwi się tworzyły, a w nich stało moje rodzeństwo. Zajebiście...
- Rosalie Emmo Green! Co to ma znaczyć?! - wybuchnął mój brat. My natychmiast wstaliśmy z podłogi i ja poprawiłam swoją piżamę, a on swoją beanie na głowie.
- Alex, Monica to jest Jai.
- A co on tu robi? - wycedził mój jakże przymiły  braciszek.
- Przyszedł sprawdzić jak się czuję... - powiedziałam po czym spuściłam głowę w dół.
- A to ten Jai cię wczoraj przyprowadził? Przepraszam za Alexa,on już taki jest - Dzięki Monica! Jestem ci winna wytłumaczenia. Siostra wyprowadziła Alexandra z pokoju. Szła tuż za nim. Wychodząc spojrzała na mnie. Ja wyszeptałam ciche dziękuję.
Gdy tamci opuścili mój pokój podeszłam do szafy wyjęłam zestaw i poszłam do łazienki. Ubrałam się w dany strój. Gdy miałam zakładać soczewkę do oka wpadła mi do zlewu. No lepiej być nie mogło! Otworzyłam pudełko z soczewkami. Pech chciał, że się skończyły. Nie zostało mi nic innego jak założyć okulary. Po wykonaniu reszty czynności wróciłam do pokoju. Brooks siedział na moim łóżku i grzebał coś w telefonie. Wchodząc do pomieszczenia zablokował komórkę i zaczął się na mnie gapić.
- Co tak się patrzysz? Jestem gdzieś brudna? - obejrzałam się i nic nie zauważyłam.
- Nie, wszystko jest w porządku. Tylko...
- Tylko co?
- Nosisz okulary?
- No tak, a czemu pytasz? - usiadłam koło niego.
- A wiesz, wczoraj nie miałaś.
- Soczewki mi się skończyły - mruknęłam po czym chwyciłam torbę z książkami - idziesz?
- Gdzie?
- Do szkoły. Oj no chodź - chwyciłam go za rękaw jego bluzy i pociągnęłam go do wyjścia. Z kuchni wzięłam śniadanie i poszliśmy do szkoły.

- Zaprowadzisz mnie do sekretariatu? - zapytałam go wchodząc do dość dużego, pomarańczowego budynku.
- Jasne, chodź - objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić wzdłuż korytarzu. Nagle jakaś blondyna rzuciła się Jai'owi na szyję.
- Kochanie! Co to za jedna? - spojrzała się na mnie.
- Właśnie miałam o to samo zapytać - obie spojrzałyśmy na Jai'a  podejrzanym wzrokiem - aha, czyli co? Jestem kolejną twoją laską?! - na odchodne rzuciłam jeszcze ciche cześć. Postanowiłam na własną rękę poszukać sekretariatu. Szłam wzdłuż korytarza. Na samym jego końcu znajdowało się pomieszczenie którego szukałam. Lekko zapukałam. Odpowiedziało mi donośne proszę. Weszłam do środka, za biurkiem siedziała blondynka koło trzydziestki. Uśmiechała się do mnie.
- W czym mogę ci pomóc kochana? - zapytałam bardzo miłym tonem głosu. Odwzajemniłam jej uśmiech.
- Jestem nowa, chciałabym odebrać kluczyk od szafki i plan zajęć.
- Imię i nazwisko poproszę.
- Rosalie Green -odpowiedziałam, a kobieta zaczęła wbijać coś w komputerze. Po chwili w moje ręce trafiła kartka z zajęciami oraz kluczykami.
- Twoja szafka to szafka 249. Znajduje się ona na pierwszym piętrze.
- Dziękuję - wyszłam z pomieszczenia. Weszłam piętro wyżej i zaczęłam rozglądać się za moją szafką. Przy jednej znalazłam Luke'a.
- Cześć - powiedziałam, ten się odwrócił do mnie przodem.
- O, cześć Rose. Jak tam pierwszy dzień szkoły?
- Jakoś leci. Akurat szukam mojej szafki.
- Numer poproszę - zapytał grzebiąc coś w telefonie.
- 249.
- O, patrz! Znalazłem - powiedział spoglądając na mnie. Jak? Przecież on nawet nie wysunął nosa zza telefonu?
- Ty se jaja robisz?
- Nie, rozejrzyj się- moja szafka znajdowała obok szafki starszego z bliźniaków. Otworzyłam ją i włożyłam tam wszystkie książki. Wyjęłam tylko te od chemii.
- Luke, dlaczego taki dla mnie jesteś?
- Taki, to znaczy jaki? - schował telefon do kieszeni, założył ręce na klatce piersiowej i zaczął mi się przyglądać.
- Oschły, bo jestem z twoim bratem. To ci może przeszkadza?
- To nie o to chodzi... Porozmawiajmy później. Musimy iść na chemię - wyjął książki i poszedł ze mną pod salę chemiczną.
~*~*~
Cześć, nie rozpisuję się.
Rozdział krótki. Zjebałam po całości.
Prawdopodobnie następny będzie:
1) szybciej
2) dłuższy

8 sierpnia 2015

Chapter II

Gdy się obudziłam znajdowałam się w łóżku. Wstałam i zaczęłam szukać mojego telefonu. Znajdował się on na komodzie. Odblokowałam go. Była godzina 22:36, a na dworze jaśniutko. A może to dlatego, iż nie zmieniłaś godziny w telefonie na tutejszą? - zaczęła się śmiać ze mnie moja podświadomość. Zaczepiście...
Wyszłam z pokoju i zaczęłam zwiedzać nowy dom. Był on znacznie większy od poprzedniego. Tutaj każdy miał swój pokój.
Gdy weszłam do salonu zobaczyłam tam moje rodzeństwo.
- I co? Podoba się dom? - pytanie skierowała do mnie Moni.
- Baaardzo. Jest coś do jedzenia?
- Nie, ale możesz się przejść do sklepu. No i przy okazji pozwiedzasz okolice.
- Dobra, ja idę ogarnąć i zaraz wracam - pobiegłam do swojego pokoju. Z walizki wyjęłam zestaw w który następnie się przebrałam. Wróciłam do salonu.
- Nie widzieliście mojej deski? - zapytałam krążąc po domu.
- W garażu! - krzyknął Alex.
- Dzięki! - odkrzyknęłam. Wpadłam do pomieszczenia gdzie znajdowało się moje cacko. Weszłam z powrotem do domu.
- Dacie na jedzenie?
- Wyjmij z mojego portwela. Kup jakieś pieczywo i coś na obkład.
- Dobrze - ruszyłam do kuchni gdzie była torebka siostry. Wzięłam pieniądze, po czym wyszłam z domu. Podłączyłam słuchawki do telefonu i włączyłam "Whataya Want from Me" Adama Lamberta. Wskoczyłam na deskę i zaczęłam jechać. Jak ja kocham ten wiatr we włosach.
Gdy wreście znalazłam sklep weszłam do niego. Wzięłam wszystko czego potrzebowałam i ruszyłam do kasy. Kolejka była dość spora. To sobie poczekam... Kurcze, jakby nie mogłoby być tu więcej kas. Wreście moja kolej! Podałam kasjerce wyznaczoną cenę i kiedy miałam już iść jak na złość wypadł mi telefon z kieszeni. Schyliłam się po niego, ale ktoś najwidoczniej też miał taki zamiar, bo w tym samym momencie złapaliśmy za mojego Iphona. Spojrzeliśmy się na siebie.
- Dziękuję - wymamrotałam, a brunet się uśmiechnął.
- Nie ma za co - odpowiedział po czym odszedł. Ja natomiast wyszłam z budynku, a tam zaczęli dobierać się do mnie jakieś typy.
- Nowa w okolicy? - zapytał jeden.
- Co tam, że nowa. Ważne, że ładne - powiedział inny. Już raz miałam taką sytuację, w Chicago. Zaczęli mnie dotykać. Ja się wyrywałam, ale ich było więcej.
- Proszę, puśćcie mnie - zaczęłam piszczeć, a jeden z nich zdzielił mnie w twarz. Zamknęłam oczy, bo nie mogłam nic innego zrobić jak czekać na najgorsze. Lecz to się nie wydarzyło. Otworzyłam oczy, a przede mną stał ten sam brunet o piwnych oczach co w sklepie.
- Nic ci nie jest? -zapytał podchodząc bliżej - może odprowadzić cię do domu?
- Jak chcesz - powiedziałam.
- Daj, wezmę ją - powiedział wskazując na deskę. Podałam mu ją z lekkim uśmiechem. Zaczęliśmy iść w kierunku mojego domu.
- Jak masz na imię? - zapytał po chwili ciszy.
- Rosalie, ale wolę Rose.
- A ja Jaidon, a lepiej jest Jai.
- Miło mi- wyciągnęłam rękę, a on ją uściskał. Pod koniec naszej podróży Jai się odezwał.
- Trochę małomówna jesteś. Zupełnie jak mój brat.
- Masz brata?
- Ha! Nawet dwóch. A ty masz jakieś rodzeństwo?
- Starszą siostrę i brata.
- A ja mam dwóch starszych braci. No w sumie to Luke jest zaledwie 2 minuty starszy.
- Aha. Akurat jesteśmy pod moim domem.
- Żartujesz prawda?
- Nie? A czemu miałabym żartować?
- Bo mieszkamy obok siebie - powiedział wskazując na biały dom tuż obok mój
- Rose, chodź! Głodni jesteśmy! - zza okna wydobył się krzyk Alexa.
- Już idę! - okrzyknęłam - a tobie dziękuję za uratowanie mnie. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.
- Pa Rose - krzyknął przy swoim domu, ja mu odkiwałam i weszłam do domu. Tam siostra z bratem zasypali mnie masą pytań. Ja je zignorowałam, wchodząc do kuchni.

- Państwo mają zamiar jeść czy mam zjeść sama? - zapytałam wychylając się z pomieszczenia.
- Już idziemy.
Śniadanie zjedliśmy, w międzyczasie rozmawialiśmy. Opowiedziałam im co się stało pod sklepem i co zrobił Jaidon.
- Fajny chłopiec, wydawał się sympatyczny - powiedział Alexander.
- A do tego mieszka obok nas wraz ze starszymi braćmi, Jai i jakiś Luke to bliźniacy.
- Trochę o nim wiesz.
- Tylko troszkę, zmieńmy temat.
- Na jaki?
- Jutro mam iść do szkoły. A ja nawet nie wiem gdzie ona jest.
- Ja  wiem!
- To jutro mnie zawieziesz M.
- Nawet miałam taki plan, bo jutro idziemy do pracy.
Posprzątałam po posiłku i postanowiłam się przejść po okolicy.
- Idę się przejść! - krzyknęłam i nie czekając na odpowiedź wyszłam. Włączyłam muzykę, a w słuchawkach usłyszałam początek piosenki. Zaczęłam krążyć po okolicy. Idąc parkiem ktoś zakrył mi oczy.
- Zgadnij kto - znałam jego głos i to musiał być on.
- Czyżby Jai? Mój sąsiad?
- Brawo! - objął mnie ramieniem i zaczęliśmy iść dalej - chcesz wpaść do mnie? Poznasz moją wesołą rodzinkę.
- Jak chcesz to możemy iść - tak ruszyliśmy do domu Jai'a. Gdy podeszliśmy do skrzynki pocztowej zauważyłam napis Brooks.
- Nie mówiłeś, że nazywasz się Brooks.
- A czy to ważne?- odpowiedział pytaniem. Otworzył brązowe drzwi i krzyknął- Mamo! Chłopaki! Mamy gościa!
I jak na zawołanie po schodach zbiegła dwójka chłopaków, a z jednego pomieszczenia wynurzyła się średniego wzrostu kobieta o kruczoczarnych włosach. Wszyscy podeszli do mnie. Jeden z chłopaków był taki sam jak Jai. To zapewne jest Luke.
- Ja jestem Gina, mama Jaidona, Luke'a i Beau. A ty zapewne jesteś Rosalie. Jai cały czas ... - pani Gina nie mogła skończyć, bo najmłodszy z Brooks'ów zatkał jej usta.
- Jai to nie jest zbyt miłe- mruknął Luke.
- Chodźmy już - Brooks załapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć po schodach do góry.
- Dokąd? - zapytałam.
- Do mojego i Luke'a pokoju - weszliśmy do czerwono-białego pokoju. Znajdowało się tam piętrowe łóżko i bałagan jakiego nie widziałam. Rozejrzałam się dokładnie po pomieszczeniu. Pokój jak każdego nastolatka. Plakaty na ścianach.
- To na którym łóżku śpisz? - zapytałam wskakując na górne łóżko.
- Może lepiej zejdź z tego łóżka - mruknął brunet i stanął między moimi nogami.
- Czemu? - kiedy Jai miał coś powiedzieć, ale do pokoju wszedł jego bliźniak.
- Byś trzymał swoją dziewczynę na swoim łóżku, a nie na moim JJ.
- Dlatego - powiedział, po czym wziął mnie na ręce i usadowił na swoich kolanach na jego łóżku.
- A może byśmy tak spróbowali? - wyszeptał mi do ucha.
- A co dokładnie? - zapytałam udając, że nie wiem o co mu chodzi. Postanowiłam się z nim trochę podroczyć. Ten nic nie odpowiedział tylko wbił się w moje usta. Ja oddałam pocałunek, a nawet pogłębiłam.
- Kurde, czy moglibyście przestać?! Całe łóżko się przez was trzęsie! - krzyknął starszy z bliźniaków i zeskoczył z łóżka. Wyszedł z pokoju przeklinając coś pod nosem. Chwilę potem wybuchneliśmy śmiechem.
- On zawsze taki jest? - zapytałam już uspokojona.
- Nie, tylko wtedy gdy się zakocha - po tych słowach Jai znieruchomiał. Chyba dopiero teraz się zorientował co powiedział.
- Może ja już pójdę, a wy obgadacie? - wstałam po czym zaczęłam kierować się do wyjścia. Będąc przed drzwiami wejściowymi ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się, a tym ktosiem był Luke.
- Żebyś tylko nie żałowała tego związku - szepnął po czym odszedł.
- Do widzenia! - krzyknęłam po czym opuściłam dom Brooks'ów. Zaczęłam zastanawiać się nad słowami starszego z bliźniaków. Żebyś tylko nie żałowała tego związku. O co mogło mu chodzić? Myślałam nad tym całą resztę dnia. Wieczorem zasnęłam myśląc o zbliżającym się pierwszym dniu w nowej szkole.

~*~*~
Cześć, dodaję rozdział dzisiaj, bo jutro wyjeżdżam i nie będę miała kiedy go dodać.
Chwila...wróć. To już dzisiaj wyjeżdżam. Wypadałoby iść spać.
 
Jak myślicie, o co chodziło Lukeey'owi?
To wiem tylko ja ^.^
 
Zapraszam Was do komentowania, bo do tej pory komentuje tylko jedna osoba.
Mam nadzieję, że jest Was jednak więcej niż ta jedyna osoba...
 
Dobra, życzę miłego weekendu;)

6 sierpnia 2015

Chapter I

- Głupi budzik - mruknęłam po czym nacisnęłam odpowiedni przycisk, a denerwujący dźwięk przestał wydobywać się urządzenia. Zwlekłam moje ciało z łóżka, podeszłam do szafy z której wyjęłam biały t-shirt, ciemne, jeansowe spodenki i czystą bieliznę. Z rzeczami udałam się do łazienki. Pech chciał, że ktoś już był w pomieszczeniu i brał prysznic. Zaczęłam pukać.
- Zaraz wyjdę! - krzyknął mój brat.
- Dalej Alex, ja muszę iść do szkoły - drzwi się uchyliły, a zza nich wyłoniła się głowa starszego.
- A ja do pracy.
- No dobrze, ale weź się pospiesz. Już się wykąpałeś, możesz już wyjść!!
- Z kto mi zęby umyje?
- Weźmiesz miętówkę i będzie dobrze.
- Umyję je w kuchni - wycedził i opuścił "saunę". Położyłam swoje rzeczy na pralce. Zaczęłam poranne czynności od ogarnięcia buszu kasztanowych włosów na mojej głowie. Spięłam je w wysokiego kucyka. Następnie umyłam zęby, a potem założyłam soczewki. Niestety, bez okularów jestem ślepa jak kura. W miarę ogarnięta ubrałam się i wyszłam. Za drzwiami czekała moja siostra. Wróciłam do pokoju który dzielę z Monicą. Zabrałam swoją torbę i telefon. Nastęnie udałam się do kuchni gdzie zaczęłam szykować sobie drugie śniadanie do szkoły. W międzyczasie Alex poszedł do pracy, a siostra przyszła do tego samego pomieszenia.

- Moni, ja już będę się zwijać.
- Miłego dnia! - krzyknęła z kuchni kiedy ja w korytarzy zakładałam trampki.
- Wzajemnie! - okrzyknęłam jej po czym wyszłam. Idąc włożyłam słuchawi do uszu.

Weszłam do domu, ale nikogo nie było. Byłam już do tego przyzwyczajona. Wracali nawet czasami późno w nocy.
Usiadłam w kuchni przy stole i zaczęłam odrabieć lekcje. Długo mi to nie zajęło bo miałam zadaną tylko matematykę.
Wzięłam swoje książki i poszłam do siebie, gdzie spakowałam się następny dzień. Chyba pójdę przejść...


Monica's POV
 
- Dziękujemy, do widzenia - powiedział Alex wychodząc z seretariatu szkolnego.
- Jak my jej to powiemy? Rose, wyprowadzamy się drugi koniec świata, jutro jest twój ostatni dzień w szkole. Cieszysz się?
- Co ty powiedziałeś? - powiedziała nasza siostra która właśnie przechodziła obok nas - Ale czmu?
- Tam będzie nam lepiej, zaczniemy nowe życie. Będzie lepiej niż tutaj - powiedziałam przytulając do siebie siostrę.
- Chodźcie, porozmawiamy w domu.

- Gdzie się wyprowadzamy? - zapytała już trochę bardziej uspokojona dziewczyna.
- Do Melbourne w Australii.
- Słucham?!? I kiedy niby chcieliście mi to powidzieć?
- Dzisiaj dopiero doszła do nas wiadomość, że jest duży dom w rozsądnej cenie. Jest tam bardzo dobra szkoła do której cię zapisaliśmy, my dostaliśmy równie atrakcyjne propozycje pracy.
- A czy mam jakiś wybór? - wdychnęła Rosalie.
- W to raczej wątpię - powidziałam - ale wyobraź to sobie wieczne lato, nigdy tam nie pada śnieg. Zawsze tam jest ciepło. I jeszcze plaże... No raj.
- Faktycznie. To jutro ostatni dzień w szkole, a pojutrze wylot?
- Niestety. Więc może zaczniemy się pakować?
- Dobra - powiedziałam z siostrą równocześnie.


Rosalie's POV
Uwineliśmy się w jeden wieczór. Dosłownie. Zostawiliśmy tylko ubrania na zmianę i meble, których nie zabieramy. Wykonaliśmy wszystkie wieczorne czynności i poszliśmy spać.

Rano wstałam, wykonałam poranne czynności, ubrałam się, przygotowałam sobie śniadanie i poszłam do szkoły. Było trochę jak na zakończeniu podstawówki. Rozstanie z najulubieńszymi nauczyielami, jak i tymi najgorszych. Najgorsze było rozstanie ze znajomymi, a Vicky przeżywała to najbardziej. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka. Tratowałam ją jak drugą siostrę. Obiecałyśmysobie, ż będziemy rozmawiały ze sobą co weekend. Jak skończyliśmy lekcje z naszą wychowawczynią (która i tak była już ostatnią) zrobiliśmy jednego wielkiego przytulasa.

W domu położyliśmy się wcześniej spać niż zawsze, bo musieliśmy wstać o 3 rano, o 5 musimy być już na lotnisu, a o 7 mamy odlot.

- Masz tu 5 dolców, kup sobie coś do picia albo jedzenia na drogę. My będziemy tu siedzieć.
- Ok - wzięłam od brata banknot i zaczęłam chodzić od sklepu do sklepu w poszukiwaniu jakiś owoców. W przedostatnim ze sklepików znalazłam kilka jabłek i innych podobnych owocków. Okupiona wróciłam do miejsca gdzie przebywało moje starsze rodzeństwo. Usiadłam między nimi i zaczęliśmy czekać na odprawę. Kiedy nadszedł czas ruszyliśmy w kierunku barierek.

-Prosimy zapiąć pasy. Wszelkie urządzenia eletroniczne prosimy o wyłączenie. Życzymy miłego lotu.
- Tiaaa, miłego - mruknęłam. Siedziałam przy oknie i zaczęłam patrzeć na powoli oddalający się krajobraz pięknego Chicago.
- Będziesz tęsknił? - zapytałam Alexa.
- Jak nie, jak tak. W końcu tutaj się wychowaliśmy.
- Mhmm... Wiesz co? Idę spać. Obudź mnie jak wyjądujemy - i w tym momencie odpłynęłam do krainy Morfeusza.

~*~*~
Cześć, i co sądzicie i rozdziale pierwszym?
A i pytanie roku.
Jak mogę nazwać to opowiadanie?
Błagam, help me!
 
No to do następnego i proszę o
aktywne komentowanie ;)
Lauren Brooks

4 sierpnia 2015

Prolog

Rose to zwykła siedemnastolatka. Mieszka z starszym rodzeństwem, Monicą i Alexem. Byli jej "rodzicami". Gdy miała 10 lat jej rodzice zginęli w wypadu samochodowym, w najgorszym momencie jej życia. Zaczęła dorastać. Nie miała mamy, której mogła się wygadać. Nie miała ojca, od którego mogłaby brać pieniądze na jakieś słodkoście. Po ich śmierci jej brat musiał porzucić studia prawnicze. Zaczął pracować jako mechanik samochodowy u rodziny jego najlepszego przyjaciela. Jej siostra pracuje w pobliskim spożywczaku. Ona sama jeszcze się uczy. W weekendy i wakacje próbuje w każdy możliwy sposób zarobić trochę pieniędzy. Oszczędzają grosz do grosza. Alex i Monica planują się wyprowadzić z Chicago. Wszystko przypomina im rodziców. Mają ustalony kontynent, ale nadal nie mogą się zdecydować nad miastem. Jest ich dwa, może trzy. Jak zareaguje na to nastolatka? Czy pogodzi się z rozłąką z przyjaciółmi i rodzinnym miastem? Tego dowiecie się czytając opowiadanie.
 
~*~*~
I co sądzicie o prologu?
Podoba się? Tak wiem... Nie umiem go pisać.
 
Jeszcze dziś postaram się zrobić nowy wygląd,
nagłówek, kolorystyka itp.
 
Rozdział? Może dzisiaj, może jutro... Zobaczymy! ^^
 
Bay
Lauren Brooks

Wielkie zmiany, ale czy na lepsze?

Usuwam wszystkie rozdziały.

Moje stare i nowe opowiadania usuwam, a wzamian pojawi się nowe, całkiem inne.



Powód jest prosty.

Źle to wszystko zrobiłam...

Zmienię wygląd bloga, zmienią się bohaterowie (no oprócz Janoskians), w skrócie całą fabułę.
 
Pozdrawiam, a i dzisiaj pojawi się prolog neew opowiadania.