6 sierpnia 2015

Chapter I

- Głupi budzik - mruknęłam po czym nacisnęłam odpowiedni przycisk, a denerwujący dźwięk przestał wydobywać się urządzenia. Zwlekłam moje ciało z łóżka, podeszłam do szafy z której wyjęłam biały t-shirt, ciemne, jeansowe spodenki i czystą bieliznę. Z rzeczami udałam się do łazienki. Pech chciał, że ktoś już był w pomieszczeniu i brał prysznic. Zaczęłam pukać.
- Zaraz wyjdę! - krzyknął mój brat.
- Dalej Alex, ja muszę iść do szkoły - drzwi się uchyliły, a zza nich wyłoniła się głowa starszego.
- A ja do pracy.
- No dobrze, ale weź się pospiesz. Już się wykąpałeś, możesz już wyjść!!
- Z kto mi zęby umyje?
- Weźmiesz miętówkę i będzie dobrze.
- Umyję je w kuchni - wycedził i opuścił "saunę". Położyłam swoje rzeczy na pralce. Zaczęłam poranne czynności od ogarnięcia buszu kasztanowych włosów na mojej głowie. Spięłam je w wysokiego kucyka. Następnie umyłam zęby, a potem założyłam soczewki. Niestety, bez okularów jestem ślepa jak kura. W miarę ogarnięta ubrałam się i wyszłam. Za drzwiami czekała moja siostra. Wróciłam do pokoju który dzielę z Monicą. Zabrałam swoją torbę i telefon. Nastęnie udałam się do kuchni gdzie zaczęłam szykować sobie drugie śniadanie do szkoły. W międzyczasie Alex poszedł do pracy, a siostra przyszła do tego samego pomieszenia.

- Moni, ja już będę się zwijać.
- Miłego dnia! - krzyknęła z kuchni kiedy ja w korytarzy zakładałam trampki.
- Wzajemnie! - okrzyknęłam jej po czym wyszłam. Idąc włożyłam słuchawi do uszu.

Weszłam do domu, ale nikogo nie było. Byłam już do tego przyzwyczajona. Wracali nawet czasami późno w nocy.
Usiadłam w kuchni przy stole i zaczęłam odrabieć lekcje. Długo mi to nie zajęło bo miałam zadaną tylko matematykę.
Wzięłam swoje książki i poszłam do siebie, gdzie spakowałam się następny dzień. Chyba pójdę przejść...


Monica's POV
 
- Dziękujemy, do widzenia - powiedział Alex wychodząc z seretariatu szkolnego.
- Jak my jej to powiemy? Rose, wyprowadzamy się drugi koniec świata, jutro jest twój ostatni dzień w szkole. Cieszysz się?
- Co ty powiedziałeś? - powiedziała nasza siostra która właśnie przechodziła obok nas - Ale czmu?
- Tam będzie nam lepiej, zaczniemy nowe życie. Będzie lepiej niż tutaj - powiedziałam przytulając do siebie siostrę.
- Chodźcie, porozmawiamy w domu.

- Gdzie się wyprowadzamy? - zapytała już trochę bardziej uspokojona dziewczyna.
- Do Melbourne w Australii.
- Słucham?!? I kiedy niby chcieliście mi to powidzieć?
- Dzisiaj dopiero doszła do nas wiadomość, że jest duży dom w rozsądnej cenie. Jest tam bardzo dobra szkoła do której cię zapisaliśmy, my dostaliśmy równie atrakcyjne propozycje pracy.
- A czy mam jakiś wybór? - wdychnęła Rosalie.
- W to raczej wątpię - powidziałam - ale wyobraź to sobie wieczne lato, nigdy tam nie pada śnieg. Zawsze tam jest ciepło. I jeszcze plaże... No raj.
- Faktycznie. To jutro ostatni dzień w szkole, a pojutrze wylot?
- Niestety. Więc może zaczniemy się pakować?
- Dobra - powiedziałam z siostrą równocześnie.


Rosalie's POV
Uwineliśmy się w jeden wieczór. Dosłownie. Zostawiliśmy tylko ubrania na zmianę i meble, których nie zabieramy. Wykonaliśmy wszystkie wieczorne czynności i poszliśmy spać.

Rano wstałam, wykonałam poranne czynności, ubrałam się, przygotowałam sobie śniadanie i poszłam do szkoły. Było trochę jak na zakończeniu podstawówki. Rozstanie z najulubieńszymi nauczyielami, jak i tymi najgorszych. Najgorsze było rozstanie ze znajomymi, a Vicky przeżywała to najbardziej. W końcu to moja najlepsza przyjaciółka. Tratowałam ją jak drugą siostrę. Obiecałyśmysobie, ż będziemy rozmawiały ze sobą co weekend. Jak skończyliśmy lekcje z naszą wychowawczynią (która i tak była już ostatnią) zrobiliśmy jednego wielkiego przytulasa.

W domu położyliśmy się wcześniej spać niż zawsze, bo musieliśmy wstać o 3 rano, o 5 musimy być już na lotnisu, a o 7 mamy odlot.

- Masz tu 5 dolców, kup sobie coś do picia albo jedzenia na drogę. My będziemy tu siedzieć.
- Ok - wzięłam od brata banknot i zaczęłam chodzić od sklepu do sklepu w poszukiwaniu jakiś owoców. W przedostatnim ze sklepików znalazłam kilka jabłek i innych podobnych owocków. Okupiona wróciłam do miejsca gdzie przebywało moje starsze rodzeństwo. Usiadłam między nimi i zaczęliśmy czekać na odprawę. Kiedy nadszedł czas ruszyliśmy w kierunku barierek.

-Prosimy zapiąć pasy. Wszelkie urządzenia eletroniczne prosimy o wyłączenie. Życzymy miłego lotu.
- Tiaaa, miłego - mruknęłam. Siedziałam przy oknie i zaczęłam patrzeć na powoli oddalający się krajobraz pięknego Chicago.
- Będziesz tęsknił? - zapytałam Alexa.
- Jak nie, jak tak. W końcu tutaj się wychowaliśmy.
- Mhmm... Wiesz co? Idę spać. Obudź mnie jak wyjądujemy - i w tym momencie odpłynęłam do krainy Morfeusza.

~*~*~
Cześć, i co sądzicie i rozdziale pierwszym?
A i pytanie roku.
Jak mogę nazwać to opowiadanie?
Błagam, help me!
 
No to do następnego i proszę o
aktywne komentowanie ;)
Lauren Brooks

2 komentarze:

  1. Hłe hłe hłe
    Pierwsza :*
    Wrócę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam w planie wrócić 7 sierpnia,ale wróciłam 27.....nie gniewasz się na mnie?
      Jak się gniwas to pseplasam.......
      A co do rozdziału to genialny.
      Przepraszam,że się nie rozpisuję,ale muszę jeszcze przeczytać i skomentować twoje rozdziały,a no i napisać swój...
      Tak wkońcu mi przeszedł ten szok,który trwał dwa tygodnie!
      Dobra
      Nǐ hǎo(po polsku to znaczy cześć)

      Usuń

Dla Ciebie to tylko chwila,
Dla mnie motywacja do dalszego pisania.